logotype
image1 image2 image3 image4 image5 image6 image7 image8 image9 image10 image11 image12 image13

"Wrocław we wspomnieniach" - 8. wywiad

Powojenny Szczepin opisali nam członkowie Klubu Seniora "Promyk". Nie jest łatwo rozmawiać z kilkoma osobami, ale chyba można w tym wywiadzie znaleźć coś ciekawego :)

SZ: Moje wspomnienia są od 1954 r. Szczególnie ten rejon to było jedno wielkie gruzowisko, Przejezdna była tylko ul. Długa i Zachodnia. Boczne ulice były zasypane gruzem. W połowa lat 60. budowlańcy przystąpili do budowy domów. Odgruzowywanie ulic, wytyczanie gdzie, jakie domy. Powstawały wówczas te bloki.

EB: Ja dostałam w maju 1970 r. mieszkanie przy ul. Kruszwickiej. W 1967 zaczęli tam budowę.

AB: Dużo ludzi dostawało mieszkania, nawet spoza Wrocławia, bo tu pracowali.

SZ: Ale tu było dużo jeszcze miejsca, bo powstawały te bloki, nie tak jak teraz, że wszystko zabudowali. Tak punktowo powstawały. To była dzielnica młodych ludzi.. Młodzi jeszcze byliśmy, kiedy się wprowadziliśmy. Teraz jest to dzielnica emerytów.

PŚJ: A ile Państwo mieli lat, jak się Państwo tutaj wprowadzali?

SZ: 29 lat. Jak myśmy sie tu wprowadzali, to tu byli ludzie młodzi.

EB: Ja tu jeszcze wcześniej do szkoły chodziłam.

PŚJ: Jakieś wspomnienia ze szkoły?

EB: Przyjeżdżałam z placu Grunwaldzkiego. Mieszkaliśmy na Curie-Skłodowskiej i przyjeżdżaliśmy tutaj do Pl. Pierwszego Maja. Przechodziliśmy na przełaj i przez gruzy do szkoły. Naprzeciwko szkoły stał budynek. Tam jest teraz jakaś izba pomiarów. Grupami chodziliśmy.

TM: Jeszcze przesunięty był ten pomnik, ten lew, co przy fontannie na Pierwszego Maja albo Jana Pawła II. Przecież to zostało przesunięte. Tam była stacja benzynowa.

PSJ: A w jakich latach była ta stacja benzynowa?

TM: Lata 70. Ten pomnik został przesunięty, bo tam przecież jechały tramwaje.

SZ: Legnicka to była ulica wąska. Środkiem jeździły tramwaje.

EB: Do lotniska na Pilczycach były same gruzy, z jednej i drugiej strony. Jak przyjechaliśmy do Wrocławia, to mieszkałam na Kozanowie.

TM: Przecież tam jeszcze było lotnisko.

SZ: A to było po lewej stronie. Ale to było sportowe lotnisko.

PŚJ: Pamiętają Państwo może schron na ul. Legnickiej? Czy on się zmienił?

EB: Dopiero później go wyremontowali, bo na początku to była ruina.

PŚJ: Czyli takie same gruzy jak wszystko inne? Czy tam się dzieci bawiły?

AB: Nie mogli go wysadzić podobno, to został. Teraz jest tam Muzeum.

PŚJ: Jeszcze chciałam Państwa zapytać o budynek Dolmedu, bo podobno kiedy go budowano, to mówiło o nim całe miasto - że taki bardzo nowoczesny.

SZ: Otwarcie nastąpiło na przyjazd Gierka.

AT: Ale jego wybudowano już w latach 80. 

SZ: Chwalili się, że doganiamy zachód, itd., że to najnowocześniejsza przychodnia. Bo rzeczywiście w tamtych czasach tak było. Ale nie wszyscy się tam dostawali.

PŚJ: Czyli dla jakiś specjalnych pacjentów?

SZ: To była wizytówka taka. Do przychodni dostawali się ludzie, którzy mieli dojścia.

AB: Ja tam jeszcze na zakładowym badaniu byłam.

SZ: Ale leczyć to tam się nie dostałaś.

EB: Tam się przychodziło, dostawało szlafroczek i kapcie, i szło się kolejno na wszystkie badania.

SZ: Te zakładowe badania były robione na pokaz - zakład miał wyznaczony termin, żeby badania okresowe przeprowadzić. Autobus przywiózł, czekał, do szatni po kapcie itd. I od lekarza do lekarza. Ale leczyć się tam nie miałeś szans.

TM: I cały dzień się tam spędzało.

PŚJ: Pan mówił, że to na przyjazd Gierka było budowane. Otworzył tę przychodnię?

SZ: Tak, on tu przyjechał, wielka pompa była.

PŚJ: Czy pamiętają Państwo, co mieściło się w willi na Legnickiej 42?

SZ: Ten pałacyk?

EB: Tam był bardzo długo żłobek albo przedszkole.

PŚJ: A czy pamiętają Państwo cmentarz przy ul. Legnickiej?

AB: Tam podobno są pochowani jacyś sławni wrocławianie. Teraz chyba tylko krzyż został. PŚJ: Ale on został gdzieś przeniesiony?

SZ: Nie przypominam sobie, żeby go przenosili. To było zrównane wszystko, bo zostały tylko ruiny kościoła.

AB: Jak ta szkoła teatralna... Za nią jest taki plac i tam też był cmentarz. Pochowano tam jakiegoś sławnego architekta.

EB: Kościół stał w miejscu dzisiejszego Dolmedu i to był chyba jakiś kościół katedralny.

SZ: Nie przypominam sobie natomiast, żeby robiono ekshumacje i przenosiny. Tam zrównane zostało wszystko.

EB: Ja pamiętam, że w miejscu cmentarza żydowskiego na Pilczycach wcześniej był cmentarz niemiecki. Zawsze, gdy miałam wysiąść przy lotnisku, to przechodziłam przez ten cmentarz do domu na ul. Kozanowską. Pamiętam, że kiedyś wracałam z radia z próby chóru, bo chodziłam do chóru Hajdasza... I pamiętam kiedyś wieczorem, wracałam koło 19 do domu, padał deszcz, było ciemno, wysiadłam na tym przystanku i bałam się iść. I z jednej strony cmentarz, a z drugiej tylko taka ścieżka. I stoję, stoję, czekam, czekam i nic, nie ma nikogo. Nie doczekam się, żeby ktoś wysiadł o tej porze. To puściłam się biegiem, śpiewałam głośno i biegłam przez ten cmentarz. Jak dopadłam do domu, to mama mówi: Co ty taka zmęczona jesteś?

SZ: Pamiętam ten cmentarz. W 1954 r. jak zacząłem pracować w Pafawagu, to 13 (23 teraz) jak skręcała z Legnickiej, to tory biegły przez cmentarz. To był cmentarz parafialny, zaniedbany. Krzewy, krzaki - nikt nie dbał. Potem to wszystko wyrównali i zabudowali.

AB: Bo był poniemiecki.

PŚJ: Ale ja dobrze rozumiem, że tramwaj jechał przez cmentarz?

EB: Jak ulica Złotoryjska i dwa wieżowce, a po drugiej stronie jest Dolmed. Tam był cmentarz.

PŚJ: Czyli te budynki stoją dokładnie na cmentarzu?

AB: Nie, tam jest kawałek placu. Nieduży, za szkołą teatralną.

PŚJ: A czy Państwo wiedzą co się stało z płytami z tego cmentarza?

SZ: Wywozili je. Bo jak to równali, to transport przyjeżdżał i wywoził to wszystko, ale nie wiem dokąd.

PŚJ: Czy to prawda, że Kościół pw. Chrystusa Króla budowano w czynie społecznym?

AB: Tak, dawaliśmy pieniądze na budowę.

SZ: Księżą byli zaprzyjaźnieni z Dortmundem i przyjeżdżały stamtąd delegacje, i płynęły marki. To pozwoliło na budowę takiego kościoła. Ale ludzie też pracowali. Dużo społecznie ludzie pracowali w takich pracach budowlanych - wykopać, przekopać, pomóc itd.

EB: W soboty.

PŚJ: Czyli z jednej strony były pieniądze, z drugiej praca?

SZ: Tak. Bo sama praca społeczna nic by nie dała. Tam szły duże pieniądze z Dortmundu.

EB: Nawet oświetlenie w tym kościele jest fundowane przez Dortmund.

SZ: Pierwszy proboszcz, Baranowski, miał bardzo silne związki z Niemcami. Był silnie zaprzyjaźnieni z tamtejszą kurią. Księża w Niemczech zbierali tam fundusze wśród wiernych.

PŚJ: A jak długo trwała budowa?

SZ: Oj długo, długo. Sama budowa kościoła, szkieletu, bez wykończenia wnętrza to chyba kilka lat. Najpierw oddali do odprawienia mszy dolny kościół, dopiero później go rozbudowywano. Wykańczanie trwało długo. Pamiętam rzeźbę Chrystusa Króla - taki duży pal leżał i rzeźbiarz długo rzeźbił, i tak powstała ta figura. A w międzyczasie zrobiono posadzkę, ogrzewanie. Stopniowo.

AB: Aleśmy się cieszyli, bo wcześniej daleko było jeździ do kościoła, szczególnie z dziećmi.

PŚJ: A kiedy powstało przejście podziemne pod Pierwszego Maja?

SZ: Koło lat 50., ale nie było takie jak teraz. To były takie wąskie przejścia, bez sklepów i usług. Większość ludzi chodziła górą.

PŚJ: Jak wyglądał Plac Pierwszego Maja?

SZ: Plac był bardzo wąski, bardzo mało miejsca, bo ulice były wąskie. Plac był mały, miał dwie drogi tramwajowe.

EB: Tak jak ulica Ruska czy św. Mikołaja, tak i tutaj były wąziutkie ulice. Tak samo Podwale.

SZ: Później z biegiem czasu to rozbudowywali, modernizowali. Te lwy nie stały w tym miejscu, co teraz.

PŚJ: A gdzie?

SZ: Bliżej jezdni, nie stały na tym podwyższeniu.

TM: Tam stała gdzieś stacja benzynowa.

SZ: Z tyłu. I w Rynku była stacja. Po lewej stronie, jak się wchodziło z Placu Solnego do Rynku.

PŚJ: Czy Pl. Pierwszego Maja to był główny plac przesiadkowy?

SZ: Można tak powiedzieć. Tamtędy jechała 15, 0 w kierunku Nadodrza od Dworca Głównego, z Rynku jeździły tramwaje w kierunku Legnickiej i z powrotem. Ruch tramwajowy był duży.

PŚJ: A było coś jeszcze charakterystycznego na Placu Pierwszego Maja oprócz tych lwów?

TM: Cuprum.

EB: Wyższa Szkoła Muzyczna.

PŚJ: Szkoła cały czas stała? Ten budynek zachował się w czasie wojny?

EB: Był remontowany.

TM: Jeszcze szpital stał.

PŚJ: On funkcjonował, jak Państwo tu przyjechali?

SZ: Szpital nie był zniszczony. Cały czas funkcjonował.

PŚJ: Prowadziły go siostry zakonne?

SZ: Tak, ale nie wszystkie oddziały.

TM: Moja mama leżała na internie, bo miała astmę, to siostra zakonna jej uratowała życie. To były lata 60.

SZ: We Wrocławiu po wojnie w większości szpitali pracowało dużo sióstr zakonnych, bo nie było sanitariuszy ani pomocy medycznej. Na św. Mikołaja była duża szkoła pielęgniarska, przed Rynkiem po prawej stronie.

PŚJ: A kiedy działała?

SZ: No już w latach 50.

AB: W 70. jeszcze była.

PŚJ: Państwo mówili, że tu na osiedlu były gruzy. Czy ktoś tutaj w ogóle mieszkał, czy jakieś budynki ocalały?

SZ: Budynek na Legnickiej przy przejściu, nazywali go "wesoły domek".

TM: Jeszcze przy Długiej jakiś domek stał.

SZ: I chyba na ul. Łęczyckiej stały kamienice niezniszczone.

PŚJ: A dało się tutaj czymś dojechać?

SZ: Trudno było dojechać. Trzeba było chodzić pieszo. Jak ktoś dalej mieszkał, to miał problem, bo tramwaj dojeżdżał tylko do Legnickiej.

EB: Zachodnią nic nie jeździło.

SZ: Przy ul. Rybackiej, gdzie kiedyś był postój taksówek, stał kościół. W latach 50. jeszcze były ruiny, a potem to zrównali.

PŚJ: I za ten "zlikwidowany" kościół można było zbudować kościół Chrystusa Króla?

SZ: Władze nie chciały tego terenu przydzielić pod kościół. Ale kuria i biskupi zgodzili się na zamianę placów. Tam, gdzie stoi teraz kościół, była betoniarnia.

PŚJ: Jak budowano to osiedle?

SZ: Nie było prywatnych film. To wszystko państwo.

EB: W latach 50. był odgruzowywany Wrocław.

TM: I cegły szły do Warszawy.

SZ: Ja pamiętam jeszcze z kolegami byliśmy na Długiej, skarbów chodziliśmy szukać po piwnicach. Nie wszystkie piwnice były zasypane.

PŚJ: Można było do nich wejść?

SZ: No niestety się chodziło, ale skarbu nie znaleźliśmy.

AB: Jakiś szkielet znaleziono na Czarneckiego. Kopali z MPGK i chyba znaleźli jakieś zwłoki w kanalizacji.

SZ: Masa ludzi została przysypana - żołnierzy i cywilów. Pamiętam, że jak tu przyjechałem, to była masa szczurów. One się nie bały ludzi. Cała masa zwłok była przysypana, więc miały pożywienie. Dużo osób nie zdążyło się ewakuować, a od strony Pilczyc atakowali Rosjanie. Front zatrzymał się tam, gdzie tory są, ale tutaj artyleria ostrzeliwała.

AB: Przed wojną tu były domy jednorodzinne.

PŚJ: Te bloki kiedy zostały wybudowane? W latach 70.?

EB: Zaczęli budowę chyba w 1968 albo 1969 roku.

PŚJ: Państwo mówią, że tu były gruzy i nie dało się mieszkać, to gdzie Państwo mieszkali po przyjeździe do Wrocławia? Jak to się w ogóle stało, że Państwo się tu znaleźli?

SZ: Jak skończyłem szkołę zawodową, to mi zaproponowali, żebym się zapisał do Hufca Pracy. A że miałem wujka we Wrocławiu, to przyjechałem do niego. Zamieszkałem w hotelu robotniczym ZNTK przy Nadodrzu. Zacząłem pracować i później to już było mieszkanie zakładowe, i życie się ułożyło powoli. 5 lat czekałem na mieszkanie.

AB: Ja 15.

EB: Ja 4,5. Ale u nas przy zakładzie powstała spółdzielnia mieszkaniowa i były zapisy na mieszkania. Nawet dawali nam pożyczki zwrotne, tylko trzeba się było zobowiązać, że 5 lat się przepracuje i wtedy umarzali pożyczkę. Jak się zapisywało, to dawali zawiadomienie, że jak do końca września wpłacę całą kwotę, to za 4 czy 5 lat dostanę mieszkanie. Wpłaciłam i czekałam 4,5 roku.

AB: Bo najpierw się było kandydatem, a potem członkiem.

TM: My przyjechaliśmy do Wrocławia w 1957 roku. Najpierw mój tato przyjechał i pracował w Rejonowej Zbiornicy Złomu przy Robotniczej. Moja mama była w błogosławionym stanie i w listopadzie 1956 roku z nią przyjechaliśmy do Wrocławia, do ojca. Pamiętam jak dziś - był listopad, padał deszcz. Przyjechaliśmy do znajomych i mieszkaliśmy w suterenie przy Dubois. Właściciel nam dokuczał, ale na 4 piętrze ktoś się wyprowadził i obiecał mamie, że jak mu zapłaci 700 - 800 zł, to nam odstąpi to mieszkanie. To był 1957 rok. Ci ludzie się wyprowadzili, a mamie, mimo że dała łapówkę, nikt mieszkania nie dał. Schowaliśmy się więc z mamą w toalecie na korytarzu i patrzyliśmy jak ci właściciele znosili meble. Jak uchylili drzwi, to my na siłę weszliśmy do tego mieszkania i tam mama urodziła mojego brata.

SZ: Były problemy z mieszkaniami. Wspólne kuchnie... Ale poniemieckie mieszkania były duże i wysokie.

PŚJ: Pani tu do szkoły chodziła, prawda? Jakie to były lata?

EB: 1957 do 1962.

PŚJ: Czyli szkoła istniała, a jak wyglądała? Tak jak teraz?

EB: Tak. To było technikum elektroenergetyczne i ja tu chodziłam na Młodych Techników. Na Poznańskiej też była szkoła.

 

Dofinansowano ze środków Muzeum Historii Polski w Warszawie w ramach Programu Patriotyzm Jutra.

2024  Spacerem Po Wrocławiu