"Wrocław we wspomnieniach" - 5. wywiad
- Szczegóły
- Kategoria: Wrocław wczoraj i dziś
- Utworzono: wtorek, 30, sierpień 2016 09:00
- Patrycja
PŚJ: Jak Panie pamiętają Szczepin z czasów, kiedy się tu wprowadziłyście?
- Ja się 15 lat temu dopiero wprowadziłam. Wcześniej mieszkałam na ul. Grabiszyńskiej, Pereca, a jeszcze wcześniej w Brochowie. Chodziłam tam do 4 klasy szkoły podstawowej. Ul. Centralna - pamiętam jeszcze gruzy za moim domem.
PŚJ: Tam była szkoła czy Pani tam mieszkała?
- Nie, szkoła była za takim małym parkiem. Jak byłam małą dziewczynką, to on wydawał mi się ogromny, a jak przyjechałam tam jako dorosła, to dopiero zobaczyłam, że jest malutki...
PŚJ: To była szkoła z cegły?
- Tak, ona w tej chwili jest przerobiona na szpital. Miała numer 37. Mieszkałam w powojennym domu przy ul. Centralnej, bodajże nr 12. Dom został sprzedany na cegły i lokatorzy dostali mieszkania na ul. Żelaznej. To był bardzo stary dom, jeszcze z gruzami z tyłu. Pamiętam, że znalazłam plik pieniędzy i cała ulica miała cukierki za to. Po złotówce, to były same stare złotówki. Podejrzewam, że ktoś je sobie gdzieś tam składał. To mi zostało w pamięci. Z drugiej strony też był dom, w którym też były gruzy. Do tej pory jest też park na Brochowie, odrestaurowany teraz, bardzo ładny. Za moich czasów był zaniedbany.
PŚJ: A Państwo chodzili do tego parku?
- Tak, cała ulica tam chodziła. Teraz to jest uregulowane i zadbane. Za moich czasów było takie rozlewisko, bo nikt o to nie dbał.
PŚJ: A labirynt już istniał?
- Nie, ale nie pamiętam, w którym roku go zrobiono. Podobno jest tam też fontanna. A obok na pewno funkcjonował jakiś duży folwark. Ale też jak się wjeżdża do Brochowa od strony kościoła, to robi wrażenie ta nowa dzielnica. Natomiast bloki kolejowe nadal są smutne i szare. Dawno nie byłam, może to się zmieniło. Kiedyś też istniało w Brochowie kino Sygnał.
PŚJ: Chodziła tam Pani?
- Tak, na "poranki" z koleżankami. Moi rodzice też często chodzili do kina. W ogóle ludzie bardziej korzystali z kina, częściej niż teraz. Ale też teraz wszystko jest w domu.
PŚJ: A obok jest piekarnia, podobno jedna z najstarszych? Znana z tego, że wypieka pieczywo na zakwasie...
- Tak, wtedy też działała.
PŚJ: Pani z kolei mieszka na Szczepinie...
- Od 1969 r., przy ul. Inowrocławskiej. Było tu dużo gruzu. Tam gdzie jest górka, to przerabiali beton i rozwozili na budowy tych bloków.
PŚJ: A kiedy Pani się wprowadziła, to budynki przy ul. Inowrocławskiej już stały?
- Tak, i do nich się od razu wprowadziłam, innych budynków jeszcze nie było. Pamiętam, że woziłam syna do przedszkola do zakładów mięsnych w miejscu Magnolii i mówiłam "zobacz, to będzie nasz domek". I dostałam zawiadomienie, że faktycznie tu dostaliśmy mieszkanie. Przyjechałam zobaczyć, to jeszcze były szkielety.
PŚJ: Pani pracowała w tych zakładach?
- I jeszcze z tyłu też działki są.
- Tak, na Małopanewskiej, i to były też pracownicze działki. Za Kauflandem.
PŚJ: A pobliski kościół powstał już znacznie później?
- Tak, ja już tu mieszkałam, ale nie wiem, w którym to było roku.
- Dwadzieścia lat go budowano, bardzo długo. Konsekrowano go w 2004 albo 2002 roku.
- I jeszcze robią, organy planują, płytki robią.
PŚJ: W tym miejscu planowano chyba kościół i mieszkania dla zakonników, sale katechetyczne. Teraz szkoła jeszcze jest.
- Liceum, ale już nie istnieje, bo nie było naboru.
- Nie, przenieśli na inną ulicę.
- Początkowo kościół miał powstać przy ul. Rybackiej - tam, gdzie istniał kościół jeszcze przed wojną. W czasie wojny został zburzony, ale stoi krzyż. Tylko że było za mało miejsca. Ktoś mi mówił, że to miejsce, gdzie dzisiaj jest kościół, zarezerwowano na liceum. Ale ja kiedyś wyszłam z mężem na balkon i powiedziałam, że tu by mi odpowiadał kościół, jak będę stara, to dzwony będą bić, ludzie będą szli do kościoła. I za jakiś czas się dowiedziałam, że będzie kościół.
- Ludzie prostowali gwoździe... Robili dużo w czynie społecznym.
PŚJ: Skąd były te gwoździe?
- No z jakichś desek starych. Zięć woził taczką gruz, ale nie wiem, skąd był gruz.
PŚJ: A Pani gdzie mieszka?
- Na Zielonogórskiej. Tam bloki powstały w 1971 r. Dostałam przydział z "kwaterunku" - ze starych, walących się domów dostawało się tam przydział, "przegęszczenia".
PŚJ: Przegęszczenia były, jak mieszkało za dużo ludzi?
- Tak. Mąż był na rencie, ja zarabiałam mało, więc kwalifikowałam się do kwaterunkowego mieszkania. Potem była afera, że kogoś aresztowali za to rozdawanie mieszkań.
- Ja miałam szczęście, bo szybko dostałam mieszkanie. Ale faktycznie, ludzie długo czekali na mieszkania, nawet ze spółdzielni. Ja czekałam 2 lata. Powiedziałam, że mieszkam w trudnych warunkach. Przyszło dwóch panów, a faktycznie - mieliśmy taką zawilgoconą ścianę.
PŚJ: Pani pracowała w świetlicy przy kościele?
- Tak, 12 lat. Pani Stasia założyła świetlicę w 1997 r. w czasie powodzi. Wywiozła dzieci do Sulistrowiczek.
PŚJ: Tu było zalane?
- Tak. Ksiądz Bolesław jej pomagał, część dzieci pojechała gdzieś do Lublina.
- Ale u nas nie było zalane! Woda poszła ul. Zielonogórską, Młodych Techników, Długą i pl. 1 Maja. Myśmy tu byli jak na wyspie. Wojsko przywoziło na Zielonogórską chleb i wodę.
PŚJ: A Pani gdzie mieszka?
- Na Lubińskiej. Wcześniej mieszkałam na Wielkiej, 8 lat. A poprzednio jeszcze obok pl. Pereca i na Drukarskiej w mrówkowcu.
PŚJ: Zaraz po jego wybudowaniu? Rzeczywiście tam tak dużo osób mieszka?
- Tak. Jak się wprowadziłam, to mieszkało tam dużo młodych rodzin. W tej chwili dużo mieszkań jest wynajmowanych studentom. Wcześniejsi mieszkańcy wyprowadzali się, bo ten budynek jest ustawiony tak, że jest bardzo dużo słońca w mieszkaniach.
Ja się wprowadziłam koło 1970 r., od początku tam mieszkałam. Wcześniej nic tam nie było, szczere pola - i tak w stronę Dworca. Jak się tam wprowadzałam, to w miejscu szkoły, nawet bardziej boiska, stała jakaś fabryka, chyba mydła. W każdym razie zlikwidowano ją. Dopiero później powstały te kolejne budynki, i tak w ciągu następnych 30 lat zabudowywali okolicę. Tam na Drukarskiej, jak powstał mrówkowiec, to naprzeciwko jeszcze stały dwa stare budynki, na rogu Sztabowej i Drukarskiej. Później jeden budynek zburzyli, a w drugim zrobili hotel studencki. W miejscu szpitala były ruiny, ale nie wiem, po czym. Chodziłam tam, zwiedzałam... Po długim czasie dopiero się zorientowano, że teren jest dobry i wybudowano szpital kolejowy. Przy nim mieści się stadion sportowy, był niezbyt zadbany, kiedyś każdy mógł tam wejść. Na Sztabowej w tej chwili jest urząd skarbowy, a wcześniej była szkoła policyjna. Od ul. Wielkiej wyrosły budynki dla studentów, akademiki - na rogu Ślężnej i Kamiennej. Przy mrówkowcu był też park i basen. Park to był wielki cmentarz, chyba żydowsko-niemiecki.
PŚJ: W którym miejscu?
-W stronę ul. Wielkiej. Na tym cmentarzu uczyłam się do egzaminu, bo był tam spokój i cisza. Z jednej strony było to Wzgórze Gomułki, Andersa teraz... Wcześniej też dużo gruzu tam było, prawdopodobnie z zawalonego budynku przy pl. Grunwaldzkim. Cmentarz ciągnął się aż do Armii Krajowej. Natomiast teraz za parkiem przy Armii Krajowej jest jeszcze cmentarz wojsk radzieckich chyba.
Dofinansowano ze środków Muzeum Historii Polski w Warszawie w ramach Programu Patriotyzm Jutra.