V edycja Europy na widelcu już za nami...
- Szczegóły
- Kategoria: Dzieje się
- Utworzono: poniedziałek, 10, czerwiec 2013 19:32
- Agnieszka
Impreza, wymyślona i przygotowywana od 2009 r. przez dwóch elokwentnych krytyków kulinarnych i dziennikarzy, Piotra Bikonta i Roberta Makłowicza, trwa 4 dni, a jej punktem kulminacyjnym jest sobotnia wielka biesiada na wrocławskim Rynku. Dla mnie było to trzecie spotkanie z europejską kuchnią zgromadzoną w jednym miejscu :) Tradycją u mnie stał się zakup 10 kuponów na dwie osoby, co daje możliwość spróbowania 10 różnych potraw. W poprzednich edycjach gratis do takiej ilości bonów otrzymywało się pamiątkową koszulkę. W tym roku - bardziej „kuchennie” i ekologicznie – materiałowe torby na zakupy i podkładki śniadaniowe.
Start - godzina 13.00. Tradycyjnie najpierw odbyła się parada kucharzy, którzy przygotowywali całą imprezę (oczywiście pod okiem dwóch wcześniej wymienionych panów). Trzeba tu wspomnieć o młodych adeptach sztuki kulinarnej z wrocławskiego Zespołu Szkół Gastronomicznych, który przez całą imprezę pomagali w przygotowywaniu potraw, ich wydawaniu i obsłudze tysiąca głodnych (nie tylko wrażeń kulinarnych) osób :)
Po oficjalnej prezentacji, sesji zdjęciowej i powitaniu przyszedł czas na degustację. Kolejki ustawiały się już wcześniej. Żeby dostać się do lady i spróbować wybranej potrawy, trzeba było poświęcić kilka minut :). W tym czasie panowie Bikont i Makłowicz obchodzili stoiska z każdego kraju, rozmawiali z kucharzami i opowiadali anegdoty. Miło się ich słuchało :).
W tegorocznej biesiadzie, której motywem przewodnim była kuchnia wrocławska, przygotowano 7 potraw kuchni regionalnej (3 potrawy pod szyldem „Smak dawnego Wrocławia” i 4 potrawy „Smak współczesnego Wrocławia”) oraz 51 potraw z 19 krajów Europy. Można było spróbować wrocławskiej zupy orkiszowej z drobiowymi klopsikami, greckiego sera feta pieczonego z warzywami czy irlandzkich rumowych muffinek z rodzynkami.
Zachwycała kuchnia fińska, zdecydowanie najlepsza! Sianlihakastike, czyli kawałki wieprzowego mięsa podsmażone, a później uduszone w pomidorowym gęstym sosie, który od razu skojarzył mi się z sosem do gołąbków mojej mamy... Smaczne wspomnienia maminej kuchni, a potrawa - niebo w gębie:) Na tym samym stoisku kolejny kucharz wydawał Pinaatti lettuja, czyli naleśniki szpinakowe, wypełnione twarożkiem z łososiem - wyjątkowo smakowita mieszkanka doznań, więc powracać do niej będę w zaciszu własnej kuchni. Portugalski makaron z cukinią i serem (Macarrão com abobrinha) - delikatne, lekkie i ciekawe połączenie, dodatkowo podawane z suszonymi pomidorami. Może niektórym wydawało się lekko mdłe, ale według mnie było subtelne i smakowite. A co na deser? Zwycięzca jest jeden! Węgierski Turós-kapros lepeny, czyli szarlotka koprowa: kruche ciasto z twarogiem i koprem. Nie za słodkie, mięciutkie, wilgotne. Tylko zastanawia mnie, dlaczego sernik nazywany jest szarlotką? :)
Zdecydowanie przegrała w tym roku kuchnia francuska. Dwa lata temu Francuzi kusili żabimi udkami i ślimakami z czosnkiem i pietruszką, w zeszłym roku proponowali pyszną zupę rybną Bouillabaisse i prowansalski Ratatouille. Pamiętam długie kolejki i wyjątkowe smaki. Tym razem na gości czekały tylko ciastka kokosowe oraz pasztet z kurzych wątróbek i gruszek. Nie zachwyciła mnie też niemiecka zupa szparagowa (Spargelsuppe), która smakowała jak woda pozostała po zagotowaniu szparagów z dodatkiem dużej ilości śmietany.
Żałuję, że nie udało mi się dopchać do holenderskiego Kibbeling snack - dorsza w cieście piwnym. Ale tym, którzy nie zdążyli spróbować wszystkiego, podpowiadamy: na stronie „Smaków Wrocławia” znajdziecie zakładkę z przepisami na zaprezentowane w tym roku (i nie tylko) potrawy.
Poza spróbowaniem potraw różnistych można było posłuchać miłej dla ucha i granej na żywo muzyki. A na jarmarku produktów europejskich, który połączony został z Jarmarkiem Świętojańskim (odbywa się od 27 maja do 26 czerwca), można było napić się belgijskiego piwa, kupić litewskie wędliny, austriackie sery czy greckie przysmaki. Wielki podziw wzbudziło jury, które oceniało napitki podczas V Wrocławskiego Turnieju Nalewek i Wrocławskiej Potyczki Destylatów Owocowych - w pierwszym konkursie szanowni jurorzy mieli do spróbowania ponad 100 różnych likierów, w drugim już "tylko" 14 :)
I mimo zwariowanej pogody (jak w tytule filmu, „Czasem słońce, czasem deszcz”), moknięcia w kolejce i grupowego chowania się z talerzykami w przejściach, biesiadę V edycji Europy na widelcu uważam za udaną.