Kradzież w Muzeum Śląskim
- Szczegóły
- Kategoria: Ciekawostki
- Utworzono: poniedziałek, 18, luty 2013 15:37
- Arleta
1956 rok, Biskupin. Grupa szkolnych kolegów założyła nieformalny Klub Czerwonych Koszul. Nazwa wzięła się od koloru flanelowych koszul, które nosili. Wszyscy marzyli o dalekich podróżach, choć żadnego nie było na nie stać. Kuzynka jednego z nich, plastyczka, w trakcie rozmowy poinformowała, że w Muzeum Śląskim (obecnie Narodowe) znajdują się cenne obrazy, np. „Śluby Jana Kazimierza” autorstwa Jana Matejki.
5 marca 1957 r., Muzeum Śląskie. Po otwarciu drzwi do sali na drugim piętrze okazało się, że brakuje kilku obrazów, po niektórych zostały tylko ramy. Ukradziono eksponaty o łącznej wartości 535 tys. starych złotych. Przypadkowy przechodzień w studzience kanalizacyjnej odkrył ramy od skradzionych obrazów.
Wkrótce do dyrektora Muzeum zadzwonił nieznany mężczyzna i zażądał 500 tys. zł za obrazy. Do Rady Państwa z kolei trafił list podpisany przez organizację K-44 z żądaniem 2 mln zł. Odpowiedzi oczekiwali w warszawskim „Expressie Wieczornym”. Władze przystały na propozycję, a dwa tygodnie później otrzymały kolejny list z kwitem bagażowym z Dworca Głównego w Poznaniu. Milicja odebrała z przechowalni jeden ze skradzionych obrazów. W maju złodzieje ponowili żądanie 2 mln zł. Zgodnie z ich wymaganiami odpowiedź Muzeum pojawiła się we wrocławskim „Słowie Polskim”. Złodziejom zaproponowano kwotę 700 tys. zł i kontakt urwał się na kilka lat. W czerwcu postępowanie umorzono.
Sierpień 1959 r. Prokuratura Generalna opublikowała apel o wskazanie złodziei lub miejsca ukrycia obrazów, oferując nagrodę w wysokości 100 tys. zł (za taką kwotę można było kupić wówczas np. duży dom). Zgłosiła się jedna z pracownic Muzeum, twierdząc, że jej krewny, Jakub L., może coś wiedzieć o obrazach. Aresztowano go kilka dni później, jednak nie przyznał się do kradzieży. Wskazał jednak Jurka J., ”Hiszpana”. Trzecim sprawcą okazał się Mirosław K., który przebywał w Danii (dokąd obrazy miały zostać sprzedane). Śledztwo przejęła Służba Bezpieczeństwa. Niewiele to dało, bo Jakub L. twierdził, że nie zna miejsca przechowywania obrazów (podobno wywozili je pozostali sprawcy), a „Hiszpan” zmarł rok wcześniej w niewyjaśnionych okolicznościach. Pojawiły się informacje, że dzień przed śmiercią w szpitalu (do którego trafił z powodu zapalenia wyrostka robaczkowego) odwiedziło go trzech mężczyzn. Prawdopodobnie podano mu do wypicia szklankę wody, co w złym stanie chorego mogło oznaczać dawkę śmiertelną.
W końcu Jakub L. zaprowadził śledczych do drewnianego kościółka w Parku Szczytnickim, gdzie za ołtarzem znaleziono zrolowane obrazy, ukryte w podwójnym stropie. Na szczęście płótna nie były uszkodzone. Potem jednak Jakub L. odmówił składania zeznań. Sąd zarzucił mu, że odbierał obrazy pod oknem Muzeum i skazał na kilka lat więzienia i pozbawienia praw publicznych.
Grudzień 1966 r. Milicja otrzymała sygnał, że w kradzieży brali udział jeszcze inni członkowie Klubu Czerwonych Koszul, śledztwo zostało wznowione. Początkowo wszystkiemu zaprzeczali, ale z czasem zaczęli się przyznawać. W sądzie odwołali zeznania, więc milicjanci sprawdzili, czy po instalacji odgromowej można było wejść do Muzeum. Okazało się, że młodzi ludzie byli w stanie tego dokonać. Wszyscy czterej podejrzani zostali skazani. Jeden ze złodziei to literat, autor opowiadań i dwóch książek, nagrodzony za zaangażowanie w życie społeczne kraju. Uznano go za mózg operacji, bo... przewyższał innych poziomem intelektualnym i umiał pisać na maszynie.
Jakub L. po latach powiedział, że w sumie były dwie kradzieże. Jednej nocy wyniesiono 5 obrazów Matejki, kolejnej - 8. Przed zamknięciem Muzeum złodzieje pojawiali się w nim jako zwiedzający, po czym jeden przymykał okno tak, aby dało się łatwo otworzyć.